Czy po wprowadzeniu euro Słowacja stanie się mniej popularna wśród rodaków masowo wyjeżdżających na urlop do naszych południowych sąsiadów? Z tego co widziałam (Polacy na każdym kroku), nie ma chyba takiego zagrożenia.Polskie złotówki na euro wymieniam w Zakopanem. Czujny właściciel kantoru przestrzega: „Teraz na Słowacji tylko euro”. I ma rację. W sklepach i restauracjach ceny podawane są w koronach i w euro (1 euro = 30,1260 koron słowackich), ale płaci się już tylko w europejskiej walucie.
Jakieś różnice w porównaniu z cenami w Polsce? Najbardziej widoczne są te dotyczące małych produktów. Taki przykład: za żel pod prysznic kosztujący u nas około 8 zł, na Słowacji trzeba zapłacić ponad 2 euro. Czyli więcej, ale niewiele. Za to z produktami, które u nas kosztują ok. 2-3 zł jest już inaczej. Widziałam mentosy za 2 euro (1 euro = 4,34 złotego polskiego). Dla mnie drogo.
Noclegi? Przyznaję, że korzystałam z gościnności znajomych więc cenami się nie przejmowałam. Ale oferty w Internecie podane są w przeliczeniu na złotówki, więc podczas szukania kwatery nie trzeba się zastanawiać ile wynosi kurs euro, a raczej zdecydować, czy chce się mieszkać w pensjonacie (80-90 zł), eleganckim pensjonacie (ok. 120 zł) czy w pokoju wynajmowanym przez Słowaków (ok. 50 zł).
Jedzenie? Polecam hipermarkety – ceny mniej więcej takie jak u nas, choć biorąc pod uwagę, że zmiana kursu na euro najbardziej odczuwana jest na małych rzeczach, czasem warto zrezygnować z czegoś małego, słodkiego i kalorycznego.
Obiad? Zupa (najlepsza czosnkowa!) – nieco ponad 1 euro. Drugie danie z mięsem – ok. 5 euro, sałatka grecka – ok. 4-5 euro. Jeden raz poprosiłam o coś słowackiego i pani podała mi haluszky. Nie polecam, choć były tanie (ok. 3 euro).
A na koniec coś od mądrych ekonomistów: „Z doświadczeń innych krajów, które 6 lat temu przyjmowały wspólną walutę, wynika, że ceny wzrosły średnio tylko 0,12-0,29 proc. Ludziom wydawało się jednak, że płacą znacznie więcej. Dlaczego? Jest to tak zwany efekt bagietki lub efekt kawy cappucino, który polega na tym, że oceniamy inflację przez pryzmat najczęściej kupowanych i najtańszych produktów. A te po wprowadzeniu euro zdrożały najbardziej.” (źródło: www.bankier.pl)
Nie zmienia to jednak faktu, że dotąd jadąc na Słowację czułam się jak w Polsce (podobny język, podobna architektura, podobny wygląd ludzi na ulicach), za to wyjmując z kieszeni euro, miałam wrażenie, że jestem bliżej Europy. Ot, taki mały snobizm.
AGNIESZKA SADOWSKA