Bardzo dobrze sfotografowany, umiejętnie zmontowany, posiadający znakomitą ścieżkę dźwiękową, utrzymane na niezłym poziomie kreacje aktorskie i,,, całkowicie wtórny. To cechy, które definiują reżyserski debiut Bartosza Brzeskota „Nie ma takiego numeru”.W tym przypadku wtórność nie jest bynajmniej wyrzutem. Historia, opowiedziana przez Brzeskota, to utrzymana w estetyce retro opowieść o superskoku na wypełniony pieniędzmi i niezwykle dobrze strzeżony sejf kasyna. Polskie Ocean’s Eleven wzbogacone o elementy Żądła, obrazów Guy’a Ritchie i smaczki w postaci odwołań do Wielkiego Szu i Vabanku. Ale, czyż, jak mawiał inżynier Mamoń, nie jest tak, że najbardziej podobają nam się piosenki, które już kiedyś słyszeliśmy? Powiedzenie to jak ulał pasuje do tej właśnie produkcji. Film Brzeskota i jego przyjaciół ogląda się lekko i z uśmiechem. Nie ma takiego numeru to dowód na to, iż w Polsce może powstać kino rozrywkowe z inteligentnie napisanym scanariuszem, który nie razi sztucznością, trzyma w napięciu i skrzy humorem. A do jego realizacji nie trzeba tabunu gwiazd.
Siłą tego, zrealizowanego z prywatnych środków, obrazu jest sięgniecie po nieznane w kinie twarze aktorów teatralnych sceny słupskiej i koszalińskiej. Brak opatrzonych gestów i min gwiazd polskich komedii, pozwala uniknąć efektu kalkomanii, a jednocześnie udowadnia, że ekipa składająca się z osób raczkujących w filmowym świecie, potrafi świetnie obronić się na planie. Zaś umiejętne wzbogacenie jej o tuzy w postaci Machulskiego i Nowickiego tylko dodaje smaku tej dobrze przyrządzonej potrawie.
Osobny akapit pochwał należy się operatorowi obrazu Remigiuszowi Przewoźnemu oraz montażyście Jarosławowi Barzanowi. Chyba pierwszy raz w przypadku polskiej produkcji niezależnej mamy do czynienia z obrazem, który w żaden sposób nie zdradza swego cyfrowego rodowodu. Mimo realizacji digitalnej zdjęcia prezentują się tak, jakby zrobiono je na taśmie filmowej. Natomiast Barzan to zdecydowanie najbardziej doświadczona persona realizatorskiej ekipy Nie ma takiego numeru. Dwukrotnie nagrodzony na MFF w Gdynii (Pół Serio, Warszawa) montażysta ma duży wkład w dynamikę opowiadanej historii. To dzięki jego zabiegom film Brzeskota trzyma w miarę równe tempo i „nie traci kontaktu” z widzem.
Prawdziwą perełką filmu jest muzyka. Jazzowe kompozycje członka Simple Acoustic Trio Sławka Kurkiewicza pokazują jak dalece ten kompozytor i kontrabasista rozwinął się pod okiem Tomasza Stańki, z którym Trio współpracuje. Ścieżka dźwiękowa Nie ma takiego numeru to dźwięki najwyższej próby, trzymające widza w garści, niezwykle magnetyzujące i zdolne przekonać do jazzu nawet najbardziej opornych melomanów.
Pomysłodawca i reżyser filmu z konfrontacji z widzami wychodzi obroną ręką. Nie ma takiego numeru, mimo kilku warsztatowych potknięć i słabszych momentów scenariusza, jako całość wypada nadspodziewanie dobrze. Nie tylko odnajduje się w konwencji lecz jest także powiewem pewnej świeżości wobec propozycji rozrywkowych produkcji „Made In Poland” ostatnich lat. Jak na debiut to całkiem sporo. Trudno wróżyć mu, co prawda, sukces kasowy na miarę ekranizacji prozy Grocholi, ale przy umiejętnej promocji może powalczyć o całkiem dobry wynik box-office’u.
Rafał Pawłowski